Wiesław Nadolny, administrator strony „Poizdów i Okolice”, udostępnił mi artykuł zamieszczony 30 stycznia 1927r. w Nr 31 czasopisma „Wiedza. Miesięcznik Popularno-Naukowy”. Z uwagi na słabą jakość zdjęcia poniżej przedrukowałam artykuł zgodnie z ówczesna pisownią. Oto on (Jest też o Łysobykach!):
„Odwiedziny u Czytelników „Woli Ludu”
Bez wątpienia radjo największą wartością dla mieszkańców wsi, którym pozwala słuchać stacje całego świata cywilizowanego.
Nasi czytelnicy są wytrwałymi propagatorami radja na wsi, dając czynny przykład korzystania z dobrodziejstw radja.
Nie sposób wyliczyć ich wszystkich, a tem bardziej odwiedzić.
Dlatego przedstawiciel redakcji wpadł tylko do tych, którzy zamieszkują przy jednym trakcie szosowym.
Najpierw odwiedziliśmy prof. Hryćko w Brzozowskiej szkole rolniczej w okolicach Dęblina i Ryk.
Ma on doskonale działające radjo, jak i inni jego koledzy oraz szkoła. Bez radja nie mogą sobie dzisiaj wyobrazić życia. Słuchają kiedy i kogo chcą. Prócz pożytku z wykładów naukowych mają rozrywkę i przyjemność z koncertów.
Radjoamatorstwem prof. Hryćko ”zaraził” całą okolicę. Wszyscy, którzy ulegli tej pięknej i praktycznej chorobie, mają w osobie prof. Hryćki usłużnego i fachowego doradcę w zakładaniu nowych stacji odbiorczych.
Nikt się nie zniechęca, bo prof. Hryćko tak świetnie ze swojej misji wywiązuje się, iż przez niego zainstalowane aparaty działają wyśmienicie ku zadowoleniu i wdzięczności ich posiadaczy.
W stronach łukowskich, niedaleko od historycznego Kocka, odwiedziliśmy ks. proboszcza Zarembę w Łysobykach nad Wieprzem. Nazwy miejscowości niezbyt pociągające, ale okolica ładna, choć łysobyczanie nie należą podobno do przyjemniaczków (są wyjątki).
Jakimże przedmiotem osłody pobytu w Łysobykach jest radjo? Ot słuchasz audycji (nadawanego programu) z Warszawy i jeżeli nie znajdziesz nic ciekawego, to masz już Berlin (tfu!), Paryż, Rzym, Londyn, a jak się zapędzisz to i Amerykę. Za chwilę wracasz do Pragi czeskiej, by połączyć się z przedstawieniem w Narodowym Diwadle i podziwiać muzykalność braci Czechów, gdy się wcale tego nie spodziewają i gdy im ani przez myśl nie przyjdzie, że ktoś tam słucha ich w … Łysobykach… A jeżeli masz dość Pragi, to łapiesz w aparat Moskwę, by zdumiewać się, jak bolszewicy o niczym tak nie myślą zawsze i wszędzie, jak o agitacji i propagandzie swoich prześmiardłych haseł, które dyktują godzinami całemi, co chwilę powtarzając, gdzie pisać „toczkę”, gdzie „kawyczki” czy „dwojetoczje”
Dlaczego w tym czasopiśmie ukazał się m.in. ten artykuł poświęcony radiu? Nie bez powodu. Otóż 1 lutego 1925r. została nadana pierwsza audycja ze studia w Warszawie. Był to wprawdzie program próbny, gdyż oficjalne powstanie „Polskiego Radia” nastąpiło nieco później, bo 18 sierpnia tego samego roku. Dwa lata później, czyli w 1927r. „Polskie Radio” jako pierwsze na świecie rozpoczęło międzynarodową wymianę programów. I z tej okazji w polskiej prasie ukazał się cykl artykułów poświęconych temu wydarzeniu. W tym krótkim artykule jest odniesienie również do Łysobyk. Przywołany został ks. Proboszcz Aleksander Zaremba, który był w parafii łysobyckiej w latach 1919-1929r. Przypuszczalnie był posiadaczem radioodbiornika i rozmawiał z redaktorem o korzyściach z tego płynących (ale też wypowiedział się o parafianach). Kto jeszcze w Łysobykach miał w tym czasie radio, nie udało mi się ustalić.
Jak można przeczytać w kronice szkolnej w latach 30-tych szkoła w Przytocznie posiadała dwa odbiorniki. Jeden z nich został podarowany jako prezent z okazji zakończenia roku szkolnego 1938/39 przez uczennice czwartej klasy Gimnazjum Prywatnego im. J. Popielewskiej w Warszawie. Był to aparat radiowy 4-lampowy z „całym urządzeniem”. Ofiarodawczynie przez kilka godzin gościły w murach przytockiej szkoły.
Co się stało z tymi odbiornikami w nowym roku szkolnym? Otóż we wrześniu 1939r. wraz z wybuchem II wojny światowej w szkole stacjonowały najpierw wojska polskie, a następnie wojska niemieckie. Starszy odbiornik, przechowywany w szafie, zaginął, zaś drugi podarowany przez uczennice z Warszawy został zabrany w celu przechowania go przez stróża szkolnego- Postka Michała. Niestety ten odbiornik także zaginął, jak twierdził stróż: „radio zabrali żołnierze”.
Należy przypuszczać, iż szkoła w Łysobykach także posiadała przynajmniej jeden odbiornik. Gdzie jeszcze w Łysobykach znajdowały się radioodbiorniki? Może ktoś posiada na ten temat wiedzę.
Jeszcze kilka zadań w odniesieniu do tego oto fragmentu artykułu: „choć łysobyczanie nie należą podobno do przyjemniaczków (są wyjątki)”. Skąd taka nieprzychylna opinia o mieszkańcach? Otóż ksiądz Aleksander Zaremba, którego odwiedził autor artykułu, to postać pełna sprzeczności, z jednej strony, jak pisał jego następca ks. Jan Kazimierczak, „Natura bogata, energiczna, zdolna. Duże możliwości we wszystkich kierunkach- muzyk, kaznodzieja, murarz, stolarz” [miał własny warsztat stolarski, tokarnię, narzędzia]. Z drugiej strony „wszystkie te możliwości i talenta nie były wyzyskiwane, bo brakowało wytrwałości (…), karności, punktualności. Słomiany ogień”. Ksiądz poróżnił się na nauczycielami, miał też wielu nieprzyjaciół wśród innych parafian, gdyż „stosował zasadę silnej ręki – która miała tę dobrą stronę – że zaprowadziła porządek w parafii, ale nie zawsze stosowana zręcznie, gromadziła nieprzyjaciół”. Myślę, że wpływ na nienajlepsze relacje z parafianami, szczególnie z Łysobyk, mogły mieć też plany wybudowania nowego kościoła w Przytocznie, zamiast dokonania remontu istniejącej świątyni w Łysobykach. Wiele wskazuje, że to brak porozumienia między proboszczem a niektórymi parafianami legł u podstaw tej opinii.
Dodam jeszcze kilka słów odnośnie radia. Przez pierwsze lata program radiowy był nadawany przez kilka godzin wieczornych. Dopiero w połowie lat 30-tych nadawano go od 6:15 do 24:00.

Fragment kroniki ks. Kazimierczaka.

Fragment kroniki szkolnej z Przytoczna