Polski Wrzesień 1939r widziany oczami ks. Jana Kazimierczaka. Część trzecia

Nauczyciele od lewej: p. J. Naczas, p. Andrzejewski, ks. Kazimierczak, p. Rosolska, p. Ośmiałowski. Wśród uczniów: p. Regina Adameczek po mężu Madyjewska (klęczy między p. Rosolską i Ośmiałowskim), p. Regina (po mężu) Szabelska (klęczy między Andrzejewskim a ks. Kazimierczakiem). Zdjęcie wykonano prawdopodobnie w sadzie księdza przed jego aresztowaniem przez gestapo, czyli przed wrześniem 1940r. Przypuszczalnie może to być czerwiec 1939r.

(..?) tak zaznaczałam te wyrazy, których nie mogłam odczytać

Niemcy przybyli do Łysobyk dopiero 21-go. We czterech wpadli na plebanię i do kościoła, gdzie mszę św. odprawiałem i odeszli. Około 30-tu zatrzymało się na Drewniku. Pierwszych Niemców dopiero zobaczyłem w piątek, tj. 22 września. 21-go wieczorem przyjmowałem jeszcze herbatą 60 żołnierzy polskich i 4 oficerów. Szli na Łęczną. Kiedy mówiłem im, że mogliby zlikwidować tych Niemców na Drewniku, p. porucznik, najstarszy z nich, odpowiedział, że ma rozkaz iść na Ostrów, miałem wrażenie, że nie miał odwagi. Oddział ten rozleciał się około Rudna, oficerowie poszli swoją drogą, żołnierze swoją.

W piątek pili herbatę u mnie trzej z patroli wysłanych przez dowódcę szwadronu kawalerii, który zatrzymał się w powrocie do Warszawy. Oddział ten został w niedzielę następną rozbity. 29 żołnierzy i oficerów padło – część uciekła, a około 50 wzięto do niewoli. Niemców padło więcej, ale oni zabierali swoich trupów.

Spotkałem też wtedy po raz pierwszy w życiu szpiegów niemieckich. Jednego, młodego, który zdaje się pracował na lotnisku w Dęblinie – widywał go Kępeczka z Łysobyk w Dęblinie. Drugi w wieku 48 lat, wysoki, podawał się za pocztowca. Krytykował administrację polską a nas z sekretarzem [mowa o sekretarzu gminy Protasiewiczu] namawiał do nawiązania łączności z żołnierzami kryjącymi się po lasach. Dobrze żeśmy dosyć krytycznie ocenili możliwość nawiązania łączności i nie dali się wciągnąć. Młody szpieg zatrzymał się u Szyi Szlama w Łysobykach, który przed wojną dostarczał produkty do Dęblina na lotnisko.

Ludność w stosunku do Niemców zachowywała się niepatriotycznie – bez poczucia godności narodowej.

Ciekawość – jak się tylko niemiecki samochód pokazał, zaraz był otoczony przez dzieci i próżnujących starszych.

Chciwość – Niemcy zabierali Żydom towary i rozdawali ludności – nie omieszkali przy tem fotografować. Ludność chwytała z brzydką chciwością. Z Przytoczna jak dowiedzieli się – że są w Łysobykch Niemcy – to z koszami przybiegali, by się obłowić. A kiedy w Łysobykach został większy oddział Niemców, to łysobyczanie całymi godzinami stali, a nóż coś dostaną. Rozumie się biedniejsi i mniej poważni.

Mściwość – Rozpoczęły się skargi. Jak tylko miał jakąś złość na sąsiada – to szedł do Niemca i skarżył, że ma rzeczy wojskowe, broń. Często popierał swoją skargę masłem, jajkami, gąsiorem lub kurą. Na terenie mojej parafii zdarzyła się tylko jedna skarga – poskarżył się tylko Wł. Cygan – radny- na Michównę, córkę Wojciecha Micha z Woli Blizockiej, sanitariuszkę z oddziałów lotniczych Wojska Polskiego. W innych okolicach , gdzie stało więcej wojska, np. w Kocku, skargi te były tak liczne, że aż Niemcy sami zwracali uwagę.

Romantyzm, chęć ułatwienia sobie życia– Najmniej okazały poczucia dumy narodowej- panny i panie. Pierwsze kierował zwykły romantyzm – chłopy były zwłaszcza i przede wszystkim ze zmotoryzowanych oddziałów dorodne – więc panienki zapominały się i przewracały oczami. Spacery, uśmiechy, przyjaźnie. Panie przede wszystkim żony oficerów i podoficerów handlowały wdziękami za naftę, sól i inne. Znałem taką panią podoficerową z Dęblina, p. Reszel, poznaniankę, która od pierwszej chwili włóczyła się z Niemcami, najeżdżała Łysobyki, Ostrów. Do mnie tylko dwa razy wstąpiła – ale pokazałem zachowaniem się w stosunku do niej, że jej wizyty nie są mi przyjemne i dała spokój.

Brak świadomości narodowej– Ponieważ z przybyciem Niemców wzrosły ceny produktów rolnych – chłopi zaczęli się cieszyć i chwalić sobie czasy obecne. „Teraz dopiero nam dobrze – za Polaków już byśmy nie wytrzymali” – mówili niektórzy z Niedźwiedzia. „Witajcie zbawcy – bo polskie urzędniki nas gnębiły” – witał tak Niemców gospodarz spod Wojcieszkowa. „Niech żyje Hitler” – wznosili okrzyki w Woli Blizockiej.

Pół roku rządów niemieckich wystarczyło – by to nastawienie chłopa zmieniło się . Podatki, kontyngenty, zabieranie na roboty do Niemiec, masakry przypominały chłopu – że zawsze lepiej już swój rząd. Chłop począł wzdychać do prędszej zmiany, oczekiwać na swoich i rozpoczął bierny opór.

Inteligencja miejscowa zachowała się poprawnie – choć wielu z nauczycieli stali się zbyt bojaźliwi i zbyt skwapliwie wykonywali rozporządzenia władz niemieckich. Cholera mnie brała, jak uprzedzając rozporządzenia, zastanawiali się i pytali czy uczyć historii i geografii. Kiedy wyszło rozporządzenie o konfiskacie książek szkolnych – to niektórzy nauczyciele z gminy Białobrzegi chodzili po domach i zbierali książki. Najpatriotyczniej na naszym terenie zachowali się – Małkowa, Chadaj, Wanat z Przytoczna, Nieśpiałowski z Blizocina, Zakrzewski z Krępy.

Dwory nasze okazały patriotyzm na plus ultra.

Mówiąc o chłopach – mam na myśli tylko część i to względnie niewielką tak źle usposobioną do spraw polskich. Mogę zanotować wiele nazwisk chłopskich – którzy boleli nad naszą przegraną i którzy zdolni są ponieść wielkie ofiary dla Najświętszej.

Wszystkie te minusy naszego społeczeństwa znalazły swój wyraz w kazaniach moich na ambonie – gdzie nie licząc się z niczem, beształem i tłomaczyłem. Dla podtrzymania ducha śpiewałem „Boże coś Polskę” do lutego – choć narażałem się na represje niemieckie.

Nad społeczeństwem polskim ciąży półtorawiekowa niewola. Lud a nawet inteligencja nie nauczyła się przez dwadzieścia lat czuć sobą, nie zdobyła ambicji narodowej – Dla wielu uczuciowej nie ma różnicy czy rządził nimi Moskal, Niemiec czy Polak. Zwłaszcza że administracja polska niekoniecznie pozwoliła się lubić. Młodsze pokolenie wprawdzie przeszło przez szkołę – ale ta szkoła nie wznieciła w duszy młodego pokolenia dumy, ambicji, zadowolenia, że się jest Polakiem. Zerwała z tradycją – dowodem wykreślenie z programów „Trylogii”. Pielęgnowała tylko sentyment dla „Dziadka na kasztance”, co do którego w społeczeństwie były krytyczne ustosunkowywania się.

Wychowanie społeczeństwa przez partie polityczne czy przez rząd, który też był partią, budziło raczej antagonizmy społeczne. Rząd nie miał skrystalizowanej, jak już zaznaczyłem, myśli politycznej, nie potrafił narzucić społeczeństwu jakiejś wielkiej idei, jakiegoś posłannictwa – zresztą rząd błąkał się pomiędzy państwem i narodem i nigdy narodowym nie był. „Noi Romani” woła Mussolini. „Dentchland über alles” – śpiewają Niemcy, a w Polsce „My Pierwsza Brygada”. Na tyle mogliśmy się zdobyć. Nic dziwnego, że lud polski tak mało ma dumy, że jest Polakiem.

Na terenie mojej parafii zdarzyły się dwa wypadki nawet zdrady narodowej. Pierwszym zdrajcą był Artur Zyga, syn Niemki z Drewnika [ matka Artura Zygi pochodziła z Prus Wschodnich, wyszła za mąż za mieszkańca Drewnika]. Kryminalista. Z przybyciem Niemców zaraz się do nich dołączył, był ich przewodnikiem, wskazywał, gdzie są polskie oddziały, rabował wspólnie Żydów. Był grozą i nieszczęściem okolicy. Dobrze, że wreszcie został zastrzelony przez Niemca (renegata polskiego) podobno przez niesprawiedliwy podział łupów.

Drugim był Rafał z Krępy. Nie wiadomo dlaczego stał się konfidentem Niemców – bo na tym nie zarabiał. Był postrachem wsi. O tem kto zabił wieprzaka, kto ma radio, broń donosił Niemcom. Szczęśliwie, że rewizje nie dały pożądanego wyniku. W końcu zajęła się nim nasza policja i przedstawiwszy jako niezbyt czystego karnie, zdołała go oddać Niemcom i siedzi w więzieniu.

Pierwsi Niemcy, którzy do nas przybyli – oświadczyli nam – że oni tu nie będą, że tu przyjdą bolszewicy tj. do Wisły. Potwierdziło to nam radio niemieckie. 27-go byli już w Radzyniu, oczekiwaliśmy, że za parę dni będą u nas. Nastroje w społeczeństwie zaczęły się zmieniać. Rozpoczęła się propaganda bolszewicka. Zwłaszcza młodzi Żydzi zbierali się gromadami na rynku i dyskutowali. W Serokomli przygotowano bramę tryumfalną. U mnie dzielono majątek Przytoczno. Miejscowi komuniści zabierali mi nawet ziemię i sad. Czuło się wprost w powietrzu oddech komunistyczny, choć naprawdę w parafii i gminie dużo komunistów nie ma. Rozumie się zgromiłem z ambony te złodziejskie chęci i przestrzegałem – że wróg ze wschodu nie po to przyjdzie, żeby nam coś dać, lecz by wziąć. Sam nie miałem zamiaru uciekać – choć przygotowałem się na wszelki wypadek do ukrywania się po wioskach.

Bolszewicy nie przyszli – z Łysobyk kilkoro Żydów wyjechało do bolszewików [Jeden z nich wrócił wraz z Armią Czerwoną, został zabity przez kilku mieszkańców Łysobyk]. Po powrocie żołnierzy z Buga – nastroje probolszewickie ustały. Nędzne ubranie, niski poziom kulturalny żołnierza, rządy Żydów zdyskredytowały oby na zawsze bolszewizm. Chyba tylko przestępcze elementy i Żydzi biedniejsi pragną ich powrotu.

Budynek starej plebanii, już nie istnieje. Zdjęcie Witolda Rusina wykonane w 1986r. To w tym budynku mieszkał ks. Kazimierczak i tu uciekinierzy znajdowali na chwilę przyjazną przystań. Tu też ksiądz przyjmował oficerów..

Rękopis ks. Kazimierczaka

Dodaj komentarz