Zamieściłam kolejny fragment zapisków ks. Jana Kazimierczaka odnoszący się do wydarzeń z września 1939r na terenie parafii Łysobyki. Ksiądz przytacza fakty i komentuje również to, co działo się w bliższej i dalszej okolicy.
(..?) tak zaznaczałam te wyrazy, których nie mogłam odczytać
Pod Maciejowicami przedarło się parę tanków na tę stronę – lecz zostały zlikwidowane. Wróciły i moje panie z Chudowoli – przestraszyły je szczury. Tego dnia przybyła do mnie rodzina z 6 osób ze Śląska – uciekinierzy. Rodzina Liszki – kierownika warsztatów kolejowych z Katowic. Jechali pociągiem ewakuacyjnym i pod Radomiem zaczęli bombardować. Stamtąd przyszli piechotą. Przebyli u mnie do października. Rodzina bardzo religijna i szczerze polska. Sam Liszka wyjechał do Kowla w poszukiwaniu swej dyrekcji – która miała mu wypłacić pensję. Nie znalazł jej i wrócił do Łysobyk w dwa dni po odejściu matki i żony z córką. Nie poszedł jednak za nimi. Lecz wziął udział w ostatniej bitwie pod Serokomlą i Kockiem. Zdaje się dostał się do niewoli. Powstaniec śląski nie mógł znieść tak łatwego zwycięstwa Szwabów.
Trzynastego przechodziła przez Łysobyki zmotoryzowana brygada Andersa. . Stoczyła bitwę pod Miłosną i stamtąd ulokowała się za Wieprzem, by tu odpocząć i przeorganizować się. Przyjmowałem obiadem lekarza i pułkownika z tej dywizji – czy tam brygady. Duch słaby. Od nich dowiedziałem się o braku karności wśród oficerów. Dwóch lekarzy podczas bitwy zabrało sanitarny samochód i najspokojniej w świecie zwiało do Warszawy – pozostawiwszy rannych bez opieki.
Z chwilą pokazania się u nas łazików – tj. żołnierzy uciekających z frontu – poczęły się u nas szerzyć plotki o przyczynie naszej przegranej.
1-sza przewaga broni pancernej; 2-ga ucieczka wyższych od kapitana dowódców; 3-cia zdrada Wyglądało, że Niemcom zależało na tem – by wbić klin pomiędzy żołnierzy a dowódców, pomiędzy społeczeństwo i rząd. Dlatego rozszerzali przez swoich dywersantów te plotki. Dlatego ja w następną niedzielę poruszyłem tę sprawę z ambony.
W następny dzień przybył do mnie malarz Wodyński- przestraszony i opowiadał – że Niemcy są już w Żelechowie, Stoczku i Łukowie. Choć to była prawda – bo do Żelechowa przez Stoczek przedarła się kolumna zmotoryzowana od Mińska Mazowieckiego, ale nie chciałem uwierzyć. Po śniadaniu Wodyński z towarzystwem swoim odjechał. Ja z Deputatem [nauczyciel szkoły w Łysobykach] poszliśmy sprzedawać w spółdzielni , bo ktoś się do niej w nocy dobrał i baliśmy się, żeby wszystko nie obrabowali. Około południa przybyli nowi goście – malarze Kokoszko i Sławiński i doktór medycyny asystent U[uniwersytetu] Warszawskiego, nazwiska nie pamiętam. Siedzieli u mnie do 17 września – wracali do Warszawy aż z Włodzimierza, gdzie ich zapędził rozkaz ewakuacji. Jednym z niemądrych, w obecnej wojnie, postanowień był rozkaz ewakuacji. Może zresztą tak się złożyło – ale ewakuacja pomogła Niemcom do szybkiej likwidacji naszych oddziałów – załatwiła szpiegostwo i dywersję, ogałacała z żywności i zaściełała drogę tysiącami poległych – więcej zginęło cywilnych niż wojska. Może gdyby Moskale nie wkroczyli, ewakuacja miałaby jakiś sens – ale kiedy ich wojsko przeszło nasze granice, powiększyła tylko nasze straty. A propos bolszewików. Już 19-go zaczęły dochodzić słuchy o bolszewikach. Trudno było uwierzyć. Kiedy jednak radio potwierdziło te pogłoski – trzeba się było zgodzić z tem żeśmy przegrali kampanię. Wygłosiłem wtedy taki pogląd – bolszewicy chcieli wojny. Przez to że się połączyli z Niemcami, umożliwili wojnę – Hitler sam by nie rozpoczął, mając bolszewików przeciw sobie , a choćby tylko neutralnymi. Bolszewicy będą pomagać Niemcom tak długo i o tyle – dopóki w wojnie nie wyczerpią się Niemcy, Anglia i Francja. Wtedy pierwsi uderzą na Niemców i pójdą na Berlin, Paryż, by tam zanieść swój reżim. Polskę będą zajmować częściowo. My będziemy wypędzać nie Niemców a bolszewików. Polska na Zachodzie i Wschodzie będzie sobie wykreślać granice – jakie będzie chciała. Na ile mój pogląd sprawdzi się, przyszłość pokaże.
W niedzielę przyjmowałem obiadem porucznika i podporucznika. Ten ostatni pochodził z Żelechowa, nazywał się Adamczewski. Matkę jego znałem – była bardzo porządna Niemka – uczyła przez jakiś czas w gimnazjum w Żelechowie. Po obiedzie zagraliśmy w brydża – ale zrobiliśmy tylko jednego robra, bo przyszedł rozkaz (…?) i wojskowi musieli nas pożegnać. Tegoż dnia poznałem p. profesora U. W. [Uniwersytetu Warszawskiego ] Jaworowskiego, który usiłował namówić doktora, by wstąpił do wojska – bo lekarza nie mają. Doktór odmówił, tłumacząc się tym, że bez środków opatrunkowych jego obecność będzie bezużyteczna – zresztą słaba konstrukcja organiczna nie pozwala mu na trudy wojenne.
Następnego dnia opuściły dom mój panie z Częstochowy. Chołdykowa z synami wsiadła na wóz z żołnierzami i odjechała nawet bez pożegnania, kierując się na Kowel. Jak mi doszły wiadomości, dojechała do Włodawy i wróciła do Częstochowy, żałują, że nie słuchała się mnie. Druga Grecowa z córką, pomimo moich usiłowań, pojechały z oficerami samochodem – dotarły tylko do Siedlisk pod Lubartowem- i za dwa dni wróciły na piechotę.
Z poniedziałku na wtorek tj. z 18. na 19. Wyrzucono mosty na Wieprzu. Potężny huk zbudził mnie ze snu. Rano malarze i doktór odeszli na piechotę do Puław. Przechodziły jeszcze rozbitki z wojska – ale oczekiwaliśmy lada chwila przyjścia Niemców.
Dziś po upływie siedmiu miesięcy od tej chwili zastanawiam się – dlaczego to tak prędko się stało, dlaczego ponieśliśmy taką sromotną klęskę? I nie umiem sobie dać odpowiedzi. Tyle różnych przyczyn. Zresztą laik – cóż ja mogę wiedzieć. I jeżeli zdefiniuję swoje stanowisko to wartość moich tez była bardzo problematyczna.
Przyczyny były obiektywne i subiektywne. Pierwsze:
1 – przewaga materiału ludzkiego. Niemcy mieli na froncie 91 dywizji – Polacy 35 dywizji.
2 – przewaga uzbrojenia: kilkanaście dywizji zmotoryzowanych, niezliczone ilości tanków i samochodów pancernych i olbrzymia ilość bombowców. Polska miała ze trzy brygady półzmotoryzowane – niewielką ilość artylerii przeciwpancernej – niewystarczającą ilość dla ochrony miast – nie mówiąc o linii bojowej i bardzo mało bombowców – podobno 45 jednostek większego typu „Łosi” i parę tych „Karasi”.
3- niefortunne granice. Mieliśmy 1920 km frontu i to tak położonego, że trzy czwarte kraju przy mocnem uderzeniu można było okrążyć: odległość od Grodna do Tarnowa wynosi ok. 600 km.
4 – bolszewicy. Przy takich granicach jedyną linia obrony było Wilno-Brześć – Lwów – cóż kiedy uderzenie z tyłu przez bolszewików uniemożliwiło wszelką myśl obrony.
5- krótki przeciąg czasu do odpowiedniego przygotowania się. 18 lat. Kraj zbiedzony po tylu latach niewoli. Okres ruchów społecznych. Break skrystalizowanej myśli politycznej. Nawyki niewoli. Wpływy obce.
6 – duży procent obcych narodowości – Niemców, Rusinów, Żydów – niefortunnie rozmieszczonych. Wszystko to sprawiło – że musieliśmy ulec nawet przy najwyższym bohaterstwie żołnierza i genialności wodzów – moglibyśmy wprawdzie walczyć miesiąc , pół roku dłużej, ale ulec musielibyśmy.
Przyczyny subiektywne:
1 – zapóźniona mobilizacja. Pierwszy dzień mobilizacji był na dzień 31 sierpnia. Rezerwiści nie mogli dostać się do swoich oddziałów – a pułki na front. Brak większych oddziałów w pobliżu frontu umożliwiło Niemcom na wysyłanie na tyły frontu zmotoryzowanych kolumn.
2 – zaniedbania sztabu generalnego. Mam wrażenie, że sztab nie przedyskutował rodzaju obecnej wojny i wszelkich jej ewentualności. Traktował ją jak poprzednie. I stad taki bałagan, gdy załamały się linie frontu i kilkudziesięciomilowymi skokami posuwał się w głąb kraju nieprzyjaciel. Nie przedyskutował ani obrony przeciwlotniczej, ani walki z czołgami – ani walki ze zmotoryzowaną armią. Nie zabezpieczył boków od Słowacji – teren sam utrudniał posuwanie się nieprzyjacielowi – dlatego 13-tego już był zajęty Jarosław? Od Prus Wschodnich była trochę ufortyfikowana Narew – dlaczego nie było tam dostatecznej ilości wojska? Dlaczego linia Wisły nie była obsadzona chociażby w trzecim dniu wojny. Dlaczego koloniści niemieccy nie byli internowani i wprowadzali dużą dywersję?
3 – brak odpowiedzialności za żołnierza oficerów zwłaszcza zawodowych i brak własnej inicjatywy u wyższych dowódców. Znane są i to na nieszczęście dosyć liczne opuszczanie oddziałów przez oficerów – wtedy kiedy żołnierz potrzebował kierownictwa i opieki – nawet w ucieczce. Opowiadał mi żołnierz inteligentny, malarz z Warszawy – że kiedy pod Brześciem pociąg wojska natknął się na samochód i trzy motocykle niemieckie – to pierwszym czynem majora i poruczników było zdarcie sobie szlif i ucieczka do lasu, zamiast zlikwidowanie Niemców. Dopiero podporucznik rezerwy zajął postawę należną wobec Niemców: na żądanie poddania się odpowiedział odmownie i z pociągiem wycofał się do Kowla.
A co do braku inicjatywy, to ja byłem świadkiem . Kiedy Niemcy zajęli Żelechów, to obok przechodziła brygada Andersa – zmotoryzowana i dywizja Olbrychta. Nie zaczepiła ich. Kiedy w rozmowie z oficerem utyskiwałem – jak można pozwolić, by taki oddział hulał sobie bezkarnie, usłyszałem odpowiedź majora: „mamy wojsko zmęczone – ale jak odpoczniemy, to zrobimy z nimi porządek”. Przeszło cztery dni i nie było nic, co by świadczyło o uderzeniu – chociaż do Żelechowa tylko 42 kilometry i tabory były w ogniu pod Zwolą – a Niemcy nie mogli znikąd oczekiwać pomocy. Ale za to wielu oficerów nie zapomniało o swoich żonach i kochankach – dla których samochody wojskowe i rekwirowane po drodze musiały być.
4 – zdrada i dywersja.
5 – zmechanizowanie administracji wojskowej i cywilnej. Wszędzie czekano rozkazów, a wobec braku łączności i zmienionej sytuacji ślepo wykonywano ustalone kanony stanu wojennego. Policja uciekła pierwsza, bo tak było w tajnych instrukcjach napisane, że jak będą mosty wyrzucać, to ma uciekać, a wyrzucono mosty niekiedy na tydzień a nawet na dwa przed przyjściem Niemców. W Łysobykach policja wyjechała 11-go – mosty wyrzucono 19-go – a Niemcy przybyli 21 września, bo wystarczył tylko zamiar, pogłoska, a już policji nie było. Przez 10 dni byliśmy bez policji. Dobry czas i okoliczności dla elementów przestępczych, szpiegów, kolonistów niemieckich, nad którymi nie było żadnej opieki.
Bolszewicy w Łukowie zabrali 300 tysięcy złotych z kasy skarbowej – bo p. starosta nie miał rozkazu, a na propozycję oddania ich gminom nie mógł się zdobyć na decyzję.
W ogóle obóz legionistów z p. Piłsudskim na czele są odpowiedzialni za przegraną. Nastawieni przeciw Rosji przez wszystkie lata przed wojną szykowali się do wojny z Rosją. Prawie wszystkie manewry były tego przygotowaniem. Z Niemcami nie liczono się. Były nawet sympatie – dowodem tego powiedzonka Niemców, ze gdyby Piłsudski żył wojny by nie było, jakby Piłsudski zdolny był do zdrady; albo honory oddane przez Niemców pamięci Piłsudskiego.
Legionowi generałowie swoje szarże otrzymywali w polu – więc wykształcenia wojskowego przeważnie nie mieli. Swoje stanowiska otrzymywali przez należenie do 17 brygady. W wojsku jak i całym społeczeństwie stanowisko i opinię dobrego Polaka otrzymywał ten, co dobrze śpiewał pierwszą brygadę – nie uzdolnienie i solidność.
Rozkładu moralnego wodzem byli czołowi przedstawiciele obozu legionów – nie wyłączając Piłsudskiego. Zmiana żon, burdy uliczne, swawola, brak honoru to są wyrazy życia panów ministrów, generałów, itd. Czyż to tak trudno od zdrady małżeńskiej do zdrady państwa? Czy to tak daleko? Albo czy to tak daleko od służalstwa dla posady od służenia obcemu państwu dla mamony? Albo czy bohaterstwo w kawiarni lub pastwienie się na bezbronnym posłem, dziennikarzem itp. – to jest już bohaterstwem na polu walki?
Dowodem tego, że ucieczka jak zając, oddawanie się z radością w niewolę nie pokrywały bynajmniej rumieńcem wstydu twarzy panów oficerów. Dla nich ideałem żołnierza nie był Skrzetuski czy Longinus, ale Zagłoba i Rzędzian.






