Jedno wydarzenie, dwie relacje i niespełniona miłość. Historia miała początek w lipcu 1942r. w Sobieszynie, a zakończyła się w 1945r. w Blizocinie i Lendzie Wielkim

Wydarzenie: W lipcu 1942r, zastrzelono naprzeciwko bramy majątku w Sobieszynie gałlajtra (zarządzającego majątkiem Sobieszyn).

Pierwsza relacja spisana przez Franciszka Skrzypczyka i zamieszczona w publikacji „ Lendo Wielkie – historia i ludzie”: „W lipcu 1942r. Józef lemieszek, Henryk Latusek i Henryk Parzyszek wracali do Blizocina rowerami z narady w Ułężu. Zostali zatrzymani przez gałlajtra (…) naprzeciwko bramy w majątku Sobieszyn, żądając od nich dowodów osobistych. Wówczas dwóch zatrzymanych Henryk Parzyszek i Henryk Latusek podali mu dowody, natomiast Józef lemieszek zamiast dowodu wyciągnął pistolet i strzelił w głowę Niemca (…). Oni trzej siadają na rowery, zostawiając w ręku Niemca ich dwa dowody osobiste. Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów przypomnieli sobie o pozostawionych dowodach. Wówczas Henryk Parzyszek zawraca, zabiera dowody (…), po czym szybko odjeżdżają, ale już nie do Blizocina, lecz (…) do kompleksu leśnego Dębowa Góra. (…) Gestapo w Dęblinie prowadziło śledztwo (…) Gdy zeznawał, jako świadek, główny księgowy majątku Ludowich, bo w tym czasie przebywał w n niedalekiej odległości, oświadczył, że wykonawcami tego zabójstwa byli Żydzi, bo ich dokładnie widział parę minut przed tym wydarzeniem, oni czekali na Niemca. Gestapowcy dali wiarę zeznaniom Ludowicha i zaniechali dalszego prowadzenia śledztwa.”

Druga relacja to fragment wspomnień mieszkańca Blizocina – Franciszka Oborskiego: „Ludzie uciekają ze wsi. Do mnie przywieźli od Latuska Bolka dymkę i co mieli najwartościowsze. Co się stało? Otóż trzech Heńków 18-letnich zabiło hajtra w Sobieszynie przy drodze. On sobie wyszedł z pałacu do drogi blizocińskiej, a ci najechali rowerami. On zatrzymał dwóch i sprawdza dokumenty. Najdzie trzeci, a on: halt! Kenkarta!. Piotrów Heniek sięgnął do kieszeni i trach mu piersi, on zaczął ryczeć, bo miał koszulę drucianą, ten poprawił mu w łeb i zabił go. Oni siedli na rowery i odjechali do Blizocina, a lajter upadł i trzymał w ręku dowód Heńka Bolkowego. To szczęście, że pierwszy do lajtra przyszedł Ludowich, Polak, dowód schował do kieszeni i sprawa ucichła”

Niespełniona miłość. Fragment relacji spisany przez Franciszka Skrzypczyka: „Jesienią 1945r. grupa młodzieży z Lenda Ruskiego należąca do BCh często przychodziła do Blizocina i wspólnie z miejscową młodzieżą urządzali (…) spotkania, pogadanki, a nawet potańcówki. Porzucona przez Józefa Lemieszka Celina B. nawiązała znajomość (…) z całą grupą młodzieży z Lenda Ruskiego, ale najbliższą osobą był Oleś P. , przy pomocy którego namówiła sześciu młodych ludzi, aby zamordowali byłego narzeczonego. W tym celu pewnego dnia zaprosiła do siebie całą grupę kolegów, urządziła huczne przyjęcie zakrapiane dużą ilością (…) bimbru i w takim stanie wszyscy poszli do Józefa Lemieszka. Wywołali go z domu, siłą zaprowadzili na pobliskie łąki i tam dokonali ohydnej zbrodni. Każdy mężczyzna strzelał po jednym razie w tył głowy, a ciało pozostawili na miejscu. Po tej zbrodni rozbawieni wrócili do domu Celiny, gdzie pijąc bimber, tańczyli, śpiewali i bawili się do rana.

(…) maj. Bernaciak ps. „Orlik” przeprowadził dokładne rozeznanie, przesłuchał Celinę, która (…) podała imiona i nazwiska uczestników zbrodni. A byli to: Eugeniusz M., Eugeniusz S., Aleksander S., Oleś P., Jan S., Czesław G. (…) Celina została skazana na karę śmierci. Wyrok został wykonany na miejscu, a ciało wrzucono do rzeki Wieprz. Po kilku dniach specjalna grupa AK przybyła do wsi Lendo Ruskie i idąc od domu do domu, zabijano sprawców zbrodni prawie że w łóżkach, bo była noc.”

Relacja mieszkańca Blizocina zasłyszana od brata Celiny: „Relacja śp. Skrzypczyka jest niedokładna co do wydarzeń w Blizocinie. Otóż ta dziewczyna Celina Barszczewska i Kowalik ( J. Lemieszek ) mieszkali po sąsiedzku przez płot na tzw. „Podskładówce” ( oba domy stoją do dziś ) byli parą. Kowalik jednak zaczął chodzić do innej dziewczyny z Blizocina. Celina w złości nasłała tych z Lenda Ruskiego, by zabili Kowalika. Za 10 l bimbru i połówkę świni. ( I żadnej potańcówki nie było ! ani przed ani po zabójstwie ) w tym czasie partyzanci przebywali na tzw. ” Głupiowie” w domu p Wieśka. Ledcy przyjechali furmanką, i poszli na Głupiów, do p. Wieśka, a następnie podstępem wywabili Kowalika, żeby z nimi poszedł do sołtysa jako osoba go znająca. Gdy wyszli dalej, już wiedział, że to podstęp i chciał uciekać, ale go zastrzelili. I uciekli. Koledzy nadbiegli po strzałach. Dostał serię przez pierś ( bzdury że każdy celował w głowę ) Celina miała dwóch braci: Józef ( wrócił z robót z Niemiec, wieś nazywała go Balor ) i Franek ( Bryzg ). Partyzanci ich zbili, a Celinę zaciągnęli do zabudowań pod las do p. Długosza i tam ja katowali, a następnie wrzucili do Wieprza. Była wtedy zima, styczeń. Ona nic nie powiedziała. To jej bracia wydali, kto był z Lenda. Tę historię zna każdy starszy mieszkaniec Blizocina. Mnie osobiście opowiadał śp. Balor, brat Celiny. I taka była prawdziwa wersja. Kowalik leży w jednym grobie z moim śp. kolegą W. Lemieszkiem .”

Kolejna relacja mieszkańca Blizocina: „O historii zabicia zarządcy majątku w Sobieszynie opowiedział mi mój ojciec Aleksander Latusek. A wyglądało to mniej więcej tak. Mój stryjek Henryk s. Piotra został zatrzymany wraz z kolegami do kontroli dokumentów przez zarządcę majątku tzw. lajtra. Niewiele myśląc, wyjął pistolet i strzelił w pierś. Lajter miał na sobie coś w rodzaju pancerza i dopiero zginął od strzału w głowę. Po całym zdarzeniu chłopaki uciekli i się ukrywali. Niemcy rozpoczęli dochodzenie i ustalili że lajtra zabił Heniek Latusek z Blizocina. I teraz najciekawsze. Mój ojciec w tym czasie przebywał na przymusowych robotach w Rzeszy, ale nie jako Aleksander a Henryk, gdyż został zabrany za brata. Śledczy nie mogli wyjaśnić, jak to możliwe, że lajtra zabił Henryk Latusek, który przebywa w Niemczech. Dzięki tej zamianie Blizocin ocalał i nie został spalony. Mój stryjek ukrywał się do końca okupacji, lecz zginął po tzw. wyzwoleniu. Został zastrzelony”

Jeszcze jedna relacja: „Znam obie wersje zabicia lajtra. Moja nieżyjąca mama to siostra H. Latuska s. Piotra. Mama zawsze twierdziła, że to jej brat strzelał. Niemiec nie zginął na miejscu, zdążył wyciągnąć broń i przestrzelił uciekającemu koło w rowerze. Całe zajście miała wiedzieć kobieta wracająca z pola. Mama mówiła, że to ona zabrała konającemu Niemcowi dokumenty i ukryła w płachcie zielska, które niosła do domu. Jak tam było dokładnie, nikt nie wie. W każdym razie to ta kobieta po jakimś czasie przyniosła do dziadków do Blizocina dokumenty. Dziadek nigdy nie wyjawił jej nazwiska. I jeszcze jedna rzecz: kiedy wujek Henryk został zabity przez resort i wieźli trumnę z Blizocina do kościoła, to z PGR- u wyszło dużo ludzi i dołączyli do konduktu, a mężczyźni wzięli trumnę na ramiona i zmieniając się, zanieśli do samego Kościoła, a byli to wszystko starsi ludzie, bo cały Blizocin i Sobieszyn był obstawiony przez resort.”

Jeszcze słów kilka: „Brama główna, inaczej wjazd główny na podwórze (PGR) znajdowała się w tamtym czasie za dzisiejszą wagą. Zajście to miało miejsce na drodze z Sobieszyna do Blizocina przed „Żebraczą Górą”. Dlaczego Lajter? Tak nazwali go ludzie z Sobieszyna i okolice ponieważ był bardzo wysokim i prawnym mężczyzną. Z niemieckiego „Drabina”. Należy też wspomnieć, że jeśli „Lajter” wychodził poza gospodarstwo, to zawsze w obstawie dwóch owczarków. Tego dnia nie szedł z psami. Trwały żniwa, a on nadzorował pracę na polu (dzisiejsze parcele). Wracając przez pola na wskroś, przez przypadek naszedł na chłopaków. Wracając do piątku, to zajście nie mało miejsca w bramie przedstawionej na zdjęciu a na drodze do Blizocina.”

Dodaj komentarz