Historia przebudowy kościoła – część pierwsza

Budynek kościoła to najwspanialszy zabytek Jeziorzan. Historię jego przebudowy opisał w kronice ks. Jan Kazimierczak. Aby przybliżyć zainteresowanym, jak przebiegał remont świątyni, postanowiłam cyklicznie publikować kolejne fragmenty kroniki. Dzisiaj część pierwsza. Za pomocą (…) zaznaczałam te wyrazy, których nie mogłam odczytać.

Kościół łysobycki już od wielu lat wymagał gruntownego remontu lub przebudowy. Po ukończonych wojnach w 1921 roku ks. Zaremba zaprosił architekta powiatowego oraz technika budowlanego z Łukowa, którzy stwierdzili, że potrzebny jest remont całego dachu, trzeba dać nowy sufit, zreperować mur ścian zewnętrznych. Było już tak, że w kościele ludzie stali pod parasolami. Co zaś do zarysowanego muru – to architekt nie poznał się – mur się nie zarysował, zarysowały się tylko otwory zamurowane źle – dawne drzwi i okno.

Remont był więc palącą potrzebą – a ta potrzeba była zrozumianą i rozumiano, skoro już w 1921 roku pierwsze kroki zaczęto stawiać. Zachodzi pytanie – dlaczegoż więc tak długo czekano z remontem? Powiadają – były kłopoty z konserwatorem wojewódzkim. Konserwator wpisał kościół na listę zabytków i dużo było kłopotów zanim z tej listy usunięto i dano swobodę w przebudowie kościoła. . To jest nieprawda. Konserwator rzeczywiście wpisał na listę zabytków, ale dopiero w 1926 roku – a przez 5 lat można było dwa kościoły postawić.

Przyczyny, która opóźniła remont kościoła był przede wszystkim projekt ks. Zaremby przeniesienia kościoła do Przytoczna. . Ks. Zaremba nie lubił Łysobyk i dlatego myśl p. Jankowskiego [właściciela Ostrowa], wypowiedziana mimochodem – że lepiej byłoby wybudować nowy kościół w Przytocznie, jako w centrum parafii, spodobała się ks. Zarembie i przyjął ją realizować. Powstała walka w parafii. Łysobyki mocno zareagowały, posypały się skargi na ks. Zarembę do biskupa – ks. Zaremba stał się ofiarą – a skutek był, że opóźniono na parę lat remont.

Mnie się zdaje – że najważniejsza przyczyna to leżała w ks. Zarembie. Był to ksiądz, który nigdy jeszcze nie budował, a budowa kościoła to duża rzecz, więc obawa, zwlekanie, wysunięcie na czoło spraw mniejszej wagi – cmentarz, dzwony, stodoły, przy tem ciągła zmiana projektów. To według mnie najważniejsza przyczyna. I nie trzeba się dziwić. Budowa czy większy remont – to kłopot duży.

Dopiero w 1927 roku w sierpniu umówiono architekta Siennickiego z Lublina do zrobienia projektu przebudowy. W listopadzie czy grudniu tegoż roku przyjechał technik Ochnio z Lublina i omierzył kościół.

W lutym 1929 roku plany gotowe były i posłano do zatwierdzenia. Kuria planów nie zatwierdziła – Siennicki poprawek nie chciał zrobić. Zwrócono się do architekta T. Witkowskiego z Lublina- który sporządził projekt i według jego projektu rozpoczęto przebudowę. Koszty projektu Siennickiego wyniosły 987 zł 78 gr.

Kiedy w 1929 roku w sierpniu przyjechałem do Łysobyk, zastałem porobione przygotowania: drzewo zakupione i częściowo zwiezione, sprowadzony cement, zgodzony cieśla i tracze. Drzewo częściowo zasiniało, bo za długo leżało pod korą w związku z brakiem wymiarów. Cieśla zgodzony był z Lublina Boguta Franciszek ul. Bronowicka 10 za sumę 15 359 zł. Odbył się w tej mierze przetarg. Stanęło do przetargu czterech: Fr. Boguta, Chałupka, Szabelski, i Chmielewski – utrzymał się jako zgłaszający najniższą ofertę Boguta. Do zawierania umowy upoważnieni byli z ramienia Komitetu Przebudowy: ks. Al. Zaremba, pp. J. Łękawski z Charlejowa i Wełnicki, administrator z Kawęczyna. W związku z przetargiem zgłaszali niektórzy z Łysobyk pretensje zwłaszcza nieżyczliwy dla ks. Al. Zaremby Stanisław Jastrzębski (…), że za drogo zgodzili się pełnomocnicy zapłacić cieślom, że taki np. Radomski, słaby cieśla, ale niezły człowiek, to samo zrobiłby za osiem tysięcy zł – ale na te pretensje nikt nie zwracał uwagi. Zresztą w 1937 roku przekonali się wszyscy, że Radomski zna się bardzo mało na rysunkach, kiedy nie mógł małego daszku nad zakrystią i kaplicą zbudować.

Remont prowadził Komitet, zbierał się w początkowych etapach roboty prawie co niedziela. Skład Komitetu był następujący: ks. Aleksander Zaremba, pp. A. Jankowski z Ostrowa, J. Łękawski z Charlejowa, Wełnicki z Kawęczyna, L. Protasiewicz sekretarz gminy z Łysobyk, Adam Grabek i St. Wójcicki z Łysobyk, , Andrzej Wojcieszek i Kaczorowski z Przytoczna, Jan Chołast z Woli Blizockiej, Szymański z Charlejowa. Kaptyna z Krępy był też wybrany, ale na skutek nieporozumień z proboszczem nie brał w zebraniach udziału. Kasę prowadził Ludwik Protasiewicz. Składki zbierali poborcy: Michał Adameczek, Andrzej Osiorek, z Charlejowa, Józef Szabelski z Łysobyk, Zdunik z Drewnika, sołtys z Krępy – Kaptyna, Józef Broniek z Przytoczna, a zbieraniem składki po 2 zł z morgi – poprzednio była po 1 zł, Tarczyński Bolesław z Łysobyk, Sączek Franciszek sołtys z Charlejowa, Józef Broniek z Przytoczna, Jan Tarczyński z Drewnika, Zielnik z Krępy, Siwek z Woli Blizockiej. Pieniądze wpłacali do kasjera p. L. Protasiewicza.

Dnia 19 sierpnia w poniedziałek przystąpiliśmy do rozbiórki dachu na kościele i usunięcia ołtarzy z wewnątrz. Dachy rozbierał Płodzień cieśla z Łysobyk. Najświętszy Sakrament i nabożeństwo przeniesiono do tymczasowej kaplicy, zbudowanej z opułów przy ścianie plebanii od południowej strony. Ludzie stali na zewnątrz.

Przy rozbiórce dachu o mało nie zdarzył się wypadek. Cieśli z toporzyska zsunęła się siekiera i z wysokości 8 metrów upadła o 5 cm około mojej nogi.

Roboty ciesielskie posuwały się dość szybko, mieliśmy tylko chwilowe zatrzymanie w związku z budową kolumn żelbetonowych. Potrzeba było drutu hartowanego długości 8 metrów. Ks. Zaremba napisał do kilku firm – by złożyły ofertę. Ilość była za mała i żadna firma oferty nie złożyła – tylko lubelski „Żolibor” odpowiedział – że chwilowo na składzie takiej długości nie posiada. Zgłosił się Książka Żyd z Michowa i obiecał dostarczyć. Orientuje się w sytuacji, że my się nie znamy na handlowych sprawach – oświadczył najpierw, że takiej długości drutu nie ma, że trzeba aż w hucie zamawiać – aż wreszcie czuje, że już ostatnia chwila przyszła, zaoferował nam druty, ale po 1 zł kg. Ks. Zaremba zaoferował 70 gr. loco Dęblin Żyd nie ustępował i to go zgubiło – bo ja, który do tego raczej stałem na uboczu – zainteresowałem się bliżej – wziąłem 150 zł gotówki i pojechałem do Warszawy, gdzie u Elrbora kupiłem wymaganą ilość drutu po cenie 52 gr za kilogram loco Warszawa na weksle i ze zniżką 5%. Ta sprawa była momentem – odkąd ja już sam prowadziłem roboty. Tę dotychczasową wstrzemięźliwość moją należy tłumaczyć tem, że nie chciałem robić przykrości ks. Zarembie, że tylko przyszedłem i już się rządzę jak szara gęś – a on był na to szczególnie wrażliwy. Co do stopnia wrażliwości może służyć i ten fakt – że denerwowały go i to bardzo moje plany współpracy z nauczycielstwem. Jego to bolało, że ja nie zamierzam w dalszym ciągu toczyć walki – którą on rozpoczął. Na tym tle wielokrotnie prowadziliśmy spory. Przy końcu października ks. Zaremba wyjechał do Radzynia – zostałem ja. Roboty były jeszcze daleko do końca. Szczęśliwiśmy byli – że jesień była pogodna i można było robić.

Roboty skończyliśmy ciesielskie i weszliśmy do kościoła 21 grudnia [1929 roku] – pozostała nam tylko niepokryta całkowicie sygnaturka , którą zakończono 14 stycznia następnego roku. Pokrycie sygnatury było kwestią. Komitet zastanawiał się – czem pokryć. Były głosy – papą tymczasem. Zdecydowałem sam. Nie było pieniędzy, choć składka odpowiednia była zebrana. Miałem złoto i srebro złożone przez różne osoby na ofiarę. Pojechałem do Warszawy – złoto i srebro zastawiłem w Banku Towarzystw Spółdzielczych – uzyskaną gotówkę dałem jako zadatek, na resztę wystawiłem weksle i blachę kupiłem. Tu się okazało po raz pierwszy moje ryzykanctwo, które dotąd dobrze mi sprzyja. Zasada moja – za weksle nie wieszają. Czy w przyszłości nie będę miał kłopotów – czas pokaże.

Dodaj komentarz