Ten tekst był już publikowany w innej grupie w 2023 r. Postanowiłam go ponownie zamieścić, gdyż historia ukrycia dzwonów w czasie II wojny światowej została wzbogacona o nowe fakty, które w poniższym tekście przytaczam.
Pierwsze pisane wzmianki o dzwonnicy przy kościele pochodzą z 1739r., proboszczem był wtedy ks. Jakub Łęczycki, który pasterzował przez 22 lata, od 1722r. do 1764r. Przypuszczalnie to ten ksiądz zbudował dzwonnicę nad bramą wjazdową na cmentarz przykościelny, naprzeciwko ściany frontowej kościoła. W dzwonnicy zawieszono trzy dzwony.
100 lat później w 1831r. w dokumentacji kościelnej odnotowano, że jeden dzwon został przekazany na rzecz powstania listopadowego. Istnieje też wzmianka, że w dzwonnicy wisiał tylko jeden dzwon. Co zatem stało się z trzecim dzwonem? Nie wiadomo. Kilkanaście lat później mieszkaniec Łysobyk Jan Kijek ufundował dzwon, parafia miała więc dwa dzwony.
Prawdopodobnie stan techniczny dzwonnicy nad bramą wjazdową nie był dobry, nic dziwnego budowla liczyła sobie ponad 150 lat. W latach 1894-1899 ówczesny proboszcz Ludwik Broniszewski wybudował nową, drewnianą dzwonnicę, która stała w miejscu obecnej. W nowej budowli zawieszono stare dzwony.
Wybuchła I wojna światowa. W 1915r. po wycofaniu się Rosjan na wschód tereny m.in. gminy Łysobyki zajęły wojska austriackie (od rzeki Wieprz na południe) i niemieckie (od Wieprza na północ). Łysobyki i inne miejscowości z tej strony rzeki były pod zarządem niemieckim. W trzecim roku wojny, czyli w 1916r. Niemcy zarekwirowali na cele wojenne dzwony kościelne. Na domiar złego dzwonnica wymagała remontu. Być może jej nienajlepszy stan wynikał ze zniszczeń wojennych. Kiedy w 1915r. wycofywali się Rosjanie, podpalili miejscowość. Spłonęła wtedy większa część zabudowy Łysobyk. Możliwe, że pożar mógł uszkodzić dzwonnicę. Jej remontu podjął się ks. Aleksander Zaremba, który przybył do parafii w 1919r.
W wyremontowanej dzwonnicy zawieszono trzy dzwony, o które wystarał się ks. Zaremba jako mienie rewindykacyjne z Rosji. Ks. Jan Kazimierczak zanotował:”( …) dzwony są z jakiejś cerkwi- głos mają cerkiewny. Są one konsekrowane przez Bp. Przeździeckiego w 1926 r.” Nadano im nazwy: Pius, Henryk, Aleksander. Nazwy dzwonów nawiązują do ówczesnych hierarchów Kościoła Katolickiego i proboszcza parafii w Łysobykach: w latach 1922-39 papieżem był Pius XI, w okresie 1924-39 na czele diecezji siedleckiej stał biskup Henryk Przeździecki, zaś proboszczem w parafii w Łysobykach w latach 1919-1929 był ks. Aleksander Zaremba.
Wydawałoby się, że burzliwa historia dzwonów kościelnych dobiegła końca. Niestety tak nie było. Przyszła II wojna światowa i nastał czas okupacji. 4 sierpnia 1941 r. okupant wydał dekret, iż wszystkie dzwony mają zostać zarekwirowane i przetopione na amunicję. Termin był bezlitosny: 1 września 1941 r. Mieszkańcy Łysobyk w obawie przed zarekwirowaniem dzwonów przez Niemców, postanowili je ukryć. Pod osłoną nocy dokonano wydawałoby się niemożliwego. Z użyciem sznurów i drabin zdjęto z dzwonnicy wszystkie dzwony: dwa były mniejsze, a jeden większy. Mniejsze przeniesiono, a następnie zatopiono w sadzawce, która była za parkanem kościelnym w sąsiedztwie stodół (zbiornik ten gospodyni księdza wykorzystywała w hodowli kaczek i gęsi). Kolejnej nocy czterej mieszkańcy Łysobyk bez wiedzy ks. Kazimierczaka wydobyli dzwony z sadzawki i ukryli je głęboko pod ziemią w stodole nieopodal plebanii. Podczas przemieszczania dzwonów zgubiono serce jednego z nich. Ten większy zatopiono w Wieprzu.
Cała akcja była solidnie zabezpieczona przed Niemcami, granatową policją i łysobyczanami. Wystawiono posterunki na ulicach wokół kościoła i na drodze prowadzącej z Michowa do Łysobyk. W Łysobykach był bowiem posterunek tzw. policji granatowej, zaś w Michowie rezydowało Gestapo.
Po wojnie odkopano dwa mniejsze dzwony. Oczyszczono je, zamontowano w jednym z nich nowe serce i zawieszono. Służą wiernym do dzisiaj. Trzeci dzwon, ten największy, pozostał w mule rzecznym, nie udało się go wydostać i spoczywa nadal w miejscu zatopienia. W 2025r. podjęte próby jego lokalizacji nie powiodły się.
Wiosną 2024 r. zagubione serce dzwonu zostało odnalezione w miejscu, gdzie dzisiaj zlokalizowane są panele fotowoltaiczne, czyli między dawną sadzawką a stodołą parafialną, co potwierdza przekaz o ukryciu ich w czasie okupacji we wspomnianych miejscach.
Na przełomie lat 70 i 80 w, kiedy jeszcze stała drewniana dzwonnica, urwało się i spadło w niewielkiej odległości od ówczesnego kościelnego (Jakuba Barszcza) serce większego dzwonu. Ówczesny proboszcz, ks. Jan Milanowski, zlecił wymianę serca. W tym czasie niemożliwe było legalne wykonanie tego zlecenia, gdyż władze komunistyczne utrudniały wszelką działalność Kościoła. Konstanty Krzyżanowski, rodowity jeziorzanin, podjął się tego zadania i odlał serce w WSK Świdnik.
Jeszcze słów kilka o obecnej dzwonnicy. Została wybudowana w miejscu tej dawnej, drewnianej. Jej budowy podjął się proboszcz Milanowski w latach 80-tych. Budowę ukończono w 1983r.
Tekst powstał w oparciu o kronikę kościelną oraz relacje mieszkańców Jeziorzan.
Na zdjęciu odnalezione serce dzwonu, które przeleżało w ziemi od 1941 r.