W tym roku – 2025 przypada 86 rocznica ostatniej bitwy wojny obronnej 1939r. Przytaczam fragment wspomnień proboszcza parafii Łysobyki z pierwszych dni października oraz dwa fragmenty książki „Gmina Jeziorzany i jej mieszkańcy na przestrzeni wieków” (książka jest w przygotowaniu do druku).

Ze wspomnień ks. Jana Kazimierczaka, proboszcza parafii w Łysobykach (dzisiaj Jeziorzany)

(…)W niedzielę tj. 1 października doszły do nas wiadomości, że wracające nasze oddziały rozbiły trzy samochody pancerne pod Leszkowicami – że w Kocku dużo już naszego wojska, że most na szosie spalony i przy nim ustawione karabiny maszynowe.

W poniedziałek około godziny 9-tej donieśli nam od szosy, że dużo wojska niemieckiego samochodami pojechało do Kocka i Serokomli. A jeszcze jedno – nauczyciele Rosolski i Deputat raniutko wybrali się do Łukowa rowerami po pensję – której nie wypłacił inspektor Strzałkowski. Dojechali tylko do Serokomli i spotkali się z dużą dosyć ilością wojska, które im nie radziło jechać do Łukowa – bo będą mieli kłopoty z powrotem do domu.

Około 10-tej godziny rozpoczął się bój ostatni na ziemiach polskich w 39r. – sławny bój – gdzie dzielność naszego żołnierza okazała się w całej pełni – jakby jako zaprzeczenie, że porażka nasza to nie tchórzostwo naszego wojska. Godzinami staliśmy za stodołami i patrzyliśmy na szosę kocką, czy nie cofają się Niemcy. Nie myśleliśmy o niebezpieczeństwie, pragnęliśmy, by ten bój do nas się przysunął, bo to byłoby oznaką, że nasi zwyciężają.

Kocka broniły dwa samodzielne bataliony Oleg i Wilk. Biedny był batalion Oleg, bo był bez kasków i łopatek. Składał się z kompanii żołnierzy, kompanii pińskich marynarzy i kompanii śląskiej policji. Bili się do wtorku wieczora – rozbici zostali, kiedy już zabrakło amunicji . Byli we wtorek mało wspierani artylerią. Zginęło około 70 żołnierzy. Niemcy stracili baterię armat, kilka samochodów pancernych i kilkuset żołnierzy. Kock został częściowo spalony. Kościół i wikarówka spalone doszczętnie. W środę rano przebierali się u mnie podporucznik i podchorąży z jednego z tych batalionów.

Pod Serokomlą i Wolą Gułowską walka trwała 4 dni. Po polskiej stronie były rozumie się mocno zdekompletowane dywizja Kleeberga, brygady Skrzyńskiego i pułk. Eplera, grupa Brzozy-Brzezińskiego. Wybitnie dzielnie spisywały się oddziały kawalerii. W poniedziałek pod Serokomlą wzięto 170 żołnierzy do niewoli i rozbito 4 samochody. Zginęło kilku wyższych oficerów niemieckich. Co do strat – to Niemcy przyznają się – że stracili około 3000 ludzi. Naszych padło około 300 żoł. Niemcy sprowadzili aż dwie dywizje zmotoryzowane. Nasi poddali się – gdy już nie było pocisków artyleryjskich.

Naszego wojska było według Niemców 14 tysięcy- według zdania jednego z naszych oficerów 8 tysięcy. Spalone zostały Serokomla, Wola Burzecka, częściowo Wola Gułowska i niektóre kolonie. Najbardziej ucierpiał kościół w Woli Gułowskiej – choć nie został spalony.

Po wejściu do Serokomli Niemcy zabili 43 ludzi, mszcząc się na bezbronnych za swoje straty. Wielu wywieźli do Radomia- skąd puszczeni i obrabowani wracali na piechotę do domu.

W tym czasie za Wieprzem w Mesznie pokazał się oddział kawalerii, szwadron chciał się przyłączyć do walczących, ale miał bardzo konie pomęczone i głodne. Dostarczyłem im ofiarowany przez p. Kuszlla owies. Potem już nie mogli . Zdradzeni przez Zygę Artura, uprzedzeni przeze mnie, przenieśli się w stronę Chudowoli – a potem gdzieś znikli.

Fragment książki „Gmina Jeziorzany i jej mieszkańcy na przestrzeni wieków”

2 października niemiecka Dywizja Piechoty Zmotoryzowanej pod dowództwem Paula Otto zostaje zgrupowana w rejonie Przytoczna, Charlejowa i Poizdowa, skąd rozpoczyna działania zaczepne w kierunki Kocka i Serokomli oraz Talczyna skierowane przeciwko Samodzielnej Grupie Operacyjnej Polesie dowodzonej przez gen. Franciszka Kleeberga. Cztery dni później po kapitulacji przez Przytoczno przemieszczają się oddziały polskie eskortowane przez żołnierzy Wehrmachtu. Kolumny jeńców polskich dla odpoczynku zatrzymują się na obszernej łące obok szosy przy folwarku Wojciechów. Żołnierze polscy pilnowani są przez Niemców, dodatkowo oświetlani reflektorami samochodów ciężarowych. Wśród jeńców są ranni. Trzech kleeberczyków, strzelcy: Edward Malesa i Jan Ruwicki oraz ułan Jan Muralski, nie dociera do obozu jenieckiego w Dęblinie, ich ciała spoczywają na cmentarzu w Przytocznie.

Mieszkańcy Krępy, którzy służyli pod dowództwem gen. Franciszka Kleeberga w ostatnim boju (z książki „Gmina Jeziorzany i jej mieszkańcy na przestrzeni wieków”)

Kępa Jan – ur. 3 czerwca 1902 r. w Krępie, s. Antoniego i Józefy z d. Kucio. Żołnierz gen. Franciszka Kleeberga. Walczył pod Kockiem. Prowadzony do obozu jenieckiego w Dęblinie uciekł w okolicy Charlejowa. Przebrany w cywilne ubranie ukrywał się. Po wojnie odznaczony Medalem za Udział w Wojnie Obronnej 1939. Zmarł w 1984 r.

Skiba Aleksander – ur. w 1914 r. w Podlodówce, s. Łukasza. Po odbyciu służby wojskowej w jednostce w Brześciu pozostał w wojsku jako zawodowy podoficer zwiadowca. W 1939 r. służył pod dowództwem gen. Franciszka Kleeberga, walczył o Wolę Gułowską, swoją rodzinną parafię. Po kapitulacji zakopał 2 skrzynki z amunicją i karabin maszynowy. Jedna ze skrzynek znajduje się jako eksponat w muzeum w Kocku. W przebraniu cywilnym, wraz z kolegą z Gdańska, przedostał się do domu rodzinnego w Podlodówce. W 1941 lub na początku 1942 r. ożenił się w Krępie z Ireną Cybul i tu zamieszkał. Działał w Armii Krajowej (AK), przyjął ps. „Dąb”. Według informacji przekazanej synowi był dowódcą dla 92 żołnierzy AK. Brał udział w akcjach dywersyjnych na terenie powiatu, m.in. w okolicy Krzywdy. Nocą grupa partyzantów udała się do Hordzieży, gdzie wymieniono konie, a następnie skierowali się w kierunku Krzywdy. Tam podłożyli materiały wybuchowe pod tory, po czym nastąpił szybki powrót do Krępy. W konspiracji współpracował z „Zaporą”, spotykali się pod lasem w Kawęczynie. Po wojnie opisał pewne zdarzenie z udziałem „Zapory”, które miało miejsce w Krępie. W Kawęczynie pod lasem mieszkał Jan Gałązka. Pewnego dnia Niemcy zajechali wozem konnym na jego podwórko. W tym czasie zmierzał do Gałązki ”Zapora”. Kiedy zorientował się w sytuacji, było już za późno, by się wycofać. Wszedł na posesję, udając, iż się nie znają z gospodarzem. Zapytał jak obcego człowieka, czy go zawiezie za opłatą do Przytoczna. Niemcy zaproponowali, że mogą go podwieźć. „Zapora” wsiadł na wóz. Między Krępą a Przytocznem, na drodze przy akacjach, „Zapora” wyciągnął broń i rozbroił Niemców, po czym oddalił się. Skiba po wojnie został aresztowany przez UB i osadzony w więzieniu w Łukowie. Przetrzymywano go w piwnicy. Był wysokim mężczyzną, mierzył 2 m wysokości. Przez kilka miesięcy przebywał w pomieszczeniu, którego wysokość wynosiła 1,5 m. W czasie przesłuchań nie udowodniono mu przynależności do AK, więc został wypuszczony. Był uzdolniony muzycznie, potrafił grać na skrzypcach. Własnoręcznie skonstruował skrzypce. Zmarł w 1969 r. w Krępie i został pochowany na cmentarzu w Przytocznie.

Zdjęcie ukazuje żołnierzy gen. Kleeberga. Nie znam źródła pochodzenia fotografii.

Dodaj komentarz